środa, 28 stycznia 2015

Bal

Witajcie.
Po długiej, ale to bardzo długiej przerwie, w końcu.... Klaroline. Nie będzie to opowiadanie na kilka rozdziałów. Raczej miniaturka, którą skończyłam pisać o piątej nad ranem. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 

Bal


Minęło kilka lat. Po rodzinie pierwotnych nie było śladu, Mystic Falls mogło chociaż na chwilę odetchnąć. Owszem, zdarzało się kilka nieprzyjemnych spraw, takich jak nowe wampiry, zaginięcia, czy śmierci w niewyjaśniony sposób, aczkolwiek tak było przed przybyciem rodziny Mikaelsonów, więc można to było uznać za normę. 
Caroline nie była taka sama jak kiedyś. Żadne z jej przyjaciół nie było. Tylko że ona... chodziła przez te kilka lat przygaszona. Jakby cząstka niej umarła. To stało się po wjeździe Klausa z Mystic Falls. Damon żartował, że ich kochana Caroline tęskni za ukochanym. Ogólnie rzecz biorąc rzucał głupi tekstami, które tylko wściekały Tylera, a na blondynce nie robiły żadnej różnicy. Ewentualnie gdy przesadzał, a robił to dosyć często (jak to Damon), to rzuciła w niego czymś, co miała pod ręką. Ale tak, poniekąd to była prawda. Tęskniła za jego durnym głosem i akcentem, który wypowiadał jej imię. Tęskniła za tymi przypadkowymi (a może i nie) spotkaniami w parku, gdzieś w mieście czy w Grillu, za spojrzeniem, którym obdarzał ją za każdym razem, gdy tylko się widzieli. Podziwiał ją. Nazywał piękną, cytował Szekspira, czy robił za kogoś, komu raz czy dwa się zwierzała. Tyler taki nie był. Nie cytował Szekspira, nie mówił do niej "kochana", nie dawał jej prezentów (których nie lubiła, ale chodziło tu raczej o kobiece ego. Która kobieta nie lubi być obdarowywana prezentami?), nie zwierzała się mu, bo znał jej prawie wszystkie zmartwienia (prócz tych, które dotyczyły niego samego). Tyler i Klaus to zupełnie dwa inne światy. Caroline musiałaby czegoś się naćpać, aby szukać w młodym Lock-woodzie cech pierwotnej hybrydy, którą był Klaus.
Tyler Lockwood był tylko wspomnieniem, Caroline z nim zerwała, gdy tylko dowiedziała się o romansie z Hayley i jeszcze jakąś dziewczyną z liceum. Jak widać, szkolni sportowcy zostają szkolnymi sportowcami...
Forbes strasznie przeżyła rozstanie z brunetem. Był dla niej ważny, to on podtrzymywał ją na duchu, pocieszał, był z nią. Kochał ją, a ona jego. Przynajmniej myślała, że jest to odwzajemniane. Szkoda tylko, że tak bardzo się myliła albo chociaż w porę nie zorientowała...
Caroline była w ostatniej klasie, a co za tym idzie, kończyła szkołę. Wreszcie. Miała tyle planów! Chciała iść razem z Eleną i Bonnie do college'u, chciała pozwiedzać świat, tak jak zawsze marzyła. Miała tyle opcji, tyle jeszcze przed nią było... 
Blondynka siedziała przed lustrem, czesząc swoje jasne blond włosy, które sięgały jej do piersi - czesała je zawsze przed snem, aby rano nie miała okropnych kołtunów. Na szafie wisiała piękna suknia w odcieniu jasnego fioletu, który delikatnie przechodził w odcienie granatu. Fryzurę wymyśliła już tydzień temu, tak samo miała się sprawa z kupnem butów i dodatków: suknie zamówiła miesiąc temu. Wszystko było gotowe. Wychodziło na to, że będzie bez partnera. Elena idzie ze Stefanem - wrócili do siebie po burzliwym okresie w ich życiach (Damon, Damon, pierwotni, Damon...), Bonnie szła z Mattem, a Jaremy z Anną. Wszyscy się podobierali, tylko ona została bez pary. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Nie zamierza z tego powodu płakać. Zamierza iść, wzbudzić zazdrość w innych dziewczynach i dobrze się bawić, żeby zapamiętać ten dzień do końca życia. Bo przecież szkołę kończy się tylko raz, prawda? 
Kolejny dzień był zakręcony. Blondynka w ogóle nie myślała o pierwotnym czy o Lockwoodzie. Nie w głowie jej były dzisiaj miłostki. Nie. Dzisiaj był bal, a ona musiała się ze wszystkim wyrobić, aby wyglądać oszałamiająco. Nie, żeby nigdy tak nie wyglądała, ale dzisiaj... dzisiaj musiała się postarać, dzisiaj musiała być piękniejsza niż dotychczas. 
Umówiły się z dziewczynami na szesnastą przed budynkiem ratusza, więc musiała się wyrobić. 
Poprawiła się włosy w lustrze, tak samo jak szminkę na ustach po czym wzięła z łóżka swoją kopertową torebkę i wyszła, zamykając drzwi na klucz. 
Zamierzała iść powoli, miała niecałe czterdzieści pięć minut, dlatego też postanowiła iść powoli i pieszo, aby jakoś się uspokoić. To był dla niej wielki dzień. Uderzyło w nią kilka myśli, które musiała przegonić ze swojej głowy: starość. Może i już nie musiała się tym martwić, bo była wampirem, ale... tyle lat minęło. Przed oczami miała siebie i tatę, który był z nią na lodach w Grillu, kiedy jeszcze on i mama jeszcze się nie rozwodzili. Drugą rzeczą była śmiertelność. Na przykład taki Matt, który wciąż był człowiekiem i zamierzał nim pozostać. Założy rodzinę, będzie mieć żonę i dzieci, zestarzeję się.... Umrze... a ona wciąż będzie młoda. Będzie zwiedzać świat, z dala od Mystic Falls, gdzie nigdy nie miała przed sobą przyszłości. 
Szła zamyślona, nie słysząc pomruku silnika tuż obok niej. Zdezorientowana odwróciła gwałtownie głowę, aby zobaczyć kto taki chcę zaproponować jej podwózkę pod sam ratusz. Przystanęła. Auto było czarne i z pewnością drogie. Nigdy wcześniej nie widziała takiego w mieście, więc osoba która je prowadziła nie mogła być stąd. Przyciemniana szyba zaczęła się zniżać, dzięki czemu mogła ujrzeć twarz kierowcy. Jej szok - jeśli można nazwać szokiem szeroko otwartą buzię, oczy, i miękkie kolana - był ogromny. W aucie siedział nie kto inny jak sam... Klaus. W aucie siedział ten sam blondyn o niebieskich oczach i wyrazistych policzkowych kościach, który wyjechał dwa lata temu. Trochę minęło nim Caroline w pełni się ogarnęła. Blondyn widząc jej reakcję zaśmiał się tylko. Uważał, że wyglądała uroczo, stojąc na chodniku z szeroko rozdziawioną buzią. 
- Witaj, Caroline. - przywitał się z nią pierwotny, jak zwykle szarmancko. - Dlaczego taka piękna, wystrojona kobieta jak Ty, chodzi sama po Mystic Falls? Po mieście, w którym co czwarta osoba ginie w niewyjaśnionych okolicznościach? - uśmiechnął się czarująco i pochylił się, aby otworzyć jej drzwi od strony pasażera. - Pozwól, że Cię, podwiozę, kochana. 

Trybiki w głowie dziewczyny zaczęły powoli zaskakiwać, jej mózg pracował na pełnych obrotach. Przez chwilę myślała że śni, ale to nie był sen, bo Klaus siedział w aucie i proponował jej podwózkę. Szczerze mówiąc nie spodziewała się, że jeszcze kiedyś go zobaczy. 
- Co Ty tu robisz? - zapytała cicho, wciąż będąc w szoku. Pierwotny zawsze potrafił ją zaskakiwać, nigdy nie potrafiła przewidzieć jego ruchów, ale teraz... teraz to mu się naprawdę udało. - Nie powinieneś być w Nowym Orleanie? - zapytała. Przecież sam mówił, że miał do załatwienia pewne sprawy związane z rodziną właśnie w tym mieście. Coś się zmieniło?  - Może i powinienem, ale wstałem wczoraj z łóżka i zajrzałem do kalendarza. I wiesz co zobaczyłem? Datę, którą pewna młoda, piękna blond dama kazała mi zapamiętać, kiedy wypiła ze mną zbyt dużo whisky. Obiecałem, że pójdziemy razem i... jak obiecałem tak jestem. - posłał jej uśmiech, który nazywała "tym specjalnym dla niej", po czym odwzajemniła go, patrząc w jakiś punkt nad autem hybrydy. Nie mogła uwierzyć, że pamiętał. Kiedyś spotkała go w parku. Pokłóciła się z Tylerem właśnie o niego, a on zaproponował jej drinka - pili prosto z butelki siedząc na ziemi i rozmawiając. I tak jakoś wyszło, że wspomniała mu o swoim balu na zakończenie szkoły, ale... chwila. Nie znała daty. Nikt wtedy jeszcze nie znał daty. Jak on... chyba nie chciała wiedzieć. Była zbyt oszołomiona faktem, że przyjechał. Specjalnie dla niej. Rozważyła kilka za i przeciw, spojrzała mu w oczy i obeszła jego auto, siadając na miejscu pasażera. Blondyn niemal triumfalnie odpalił swoje czarne auto, ruszając. 
- Dobrze cię widzieć, Klaus. - powiedziała cicho z lekkim uśmiechem, patrząc na rozmazane budynki za oknem. 
Blondyn uśmiechnął się. Ją też było dobrze widzieć.

Obserwatorzy